07.07.2010 11:43
Na początku był...no właśnie jak to było na początku?
Nie wiem ile miałem wtedy lat ale nie dużo, byłem wtedy gówniarzem który wiecznie coś broił i zawsze był wplątany w każda aferę czy bijatykę na osiedlu. Wiecznie gdzieś chodziłem, nie było mnie całymi dniami w domu i nikt nie wiedział gdzie jestem. W odróżnieniu od dzisiejszej młodzieży nie piłem i nie paliłem tylko "bawiłem" się w berka na budowach domów, podpalanie łąk czy robiłem inne debilizmy w swoim życiu.
Wszystko to do czasu kiedy młodszy kuzyn
dostał na urodziny nówkę motorynkę. Była piękna,
niebieska, widać było że niedawno wyjechała z fabryki, wszystko w
niej aż świeciło nowością, strach było jej dotknąć bo tak ładnie
wyglądała i ten tyrkot silnika pokazujący jej moc był wspaniały.
Najgorsze, że wzbudzała zazdrość moją jak i większości
osiedla bo była to najszybsza motorynka w tej części miasta, nie
było jej równych jak się później okazało. Byłem
zazdrosny bo to nie ja ją dostałem, moich rodziców nie
było stać na taki prezent więc pozostawało mi cieszyć się tym co
mam i co mają inni, bo zawsze mogłem z tego skorzystać.
Oczywiście kuzyn dostał lekcję nauki jazdy na niej od swojego ojca a ja patrzyłem zazdrosny, że mogę sobie na to tylko popatrzeć bo o mnie nikt wtedy nie myślał. Najpierw jeździł na niej tylko kuzyn, który w zasadzie dopiero wtedy uczył się na niej jeździć i jakoś mu to wychodziło, jak się później dla mnie okazało nie było to nic trudnego ale patrząc z boku, wydawało się to dość skomplikowane i trudne do przyswojenia.
Po paru dniach stania i patrzenia jak kuzyn jeździ albo jeżdżenia z nim jako plecaczek nadszedł czas na pytanie "Dasz się przejechać?", po chwili wątpliwości z jego strony dostałem tą maszynę w swoje ręce i tak zaczęła się moja historia z jednośladami.
Zaczęło się od ruszania które na początku sprawiało trudności i jazdy na pierwszym biegu, bo na drugim osiągnąłbym za dużą prędkość. Z czasem nauczyliśmy się z kuzynem wszystkiego na tej motorynce, od ruszania z piskiem opony, przez jazdę na jednym kole, po hamowanie bokiem na pisku. Można nas było wtedy nazwać stunterami, ponieważ robiliśmy takie akrobacje na tym sprzęcie, że nasze matki łapały się za głowy jak to wydziały.
Motorynka na początku nie robiła problemów ale z biegiem czasu musieliśmy się nauczyć rozkręcać jej silnik i "naprawiać" co się dało naprawić. Często kończyło się to wezwaniem kogoś bardziej doświadczonego, znającego się na mechanice potrafiącego naprawić to co my popsuliśmy, oczywiście wołaliśmy naszych ojców którzy byli jak magicy, chwile coś machali kluczami i wszystko znowu zaczynało działać.
Tak więc zaczęło się od motorynki na czym się skończy jeszcze nie wiem, wiem za to, że ponad 10 lat później kupiłem Honde CBR 600 F4i z 2001 roku jako mój pierwszy już prawdziwy motocykl i jeżdżę nią już od ponad roku z przejechanymi ponad 10tyś. km
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)